W stolicy Landu Mecklemburgii w Schwerinie 14 maja br. zaprezentowano wystawę fotograficzną Andrzeja Łazowskiego zatytułowaną Grenznahpograniczu. Zostały tam pokazane portrety dziennikarzy działających na pograniczu polsko-niemieckim.
Autor wystawy fotografował swoich bohaterów wystawy m.in. w Świnoujściu, Szczecinie, Neu Grambow, Gartz, Mieszkowicach, Frankfurcie, Cedyni. Oprócz fotografii, na planszach można przeczytać wypowiedzi dziennikarzy na temat ich postrzegania pogranicza, doświadczeń w sprawach polsko-niemieckich. Wystawę prezentowano podczas V Dni Mediów, później zostanie wyeksponowana na pograniczu polsko-niemieckim. Dwadzieścia portretów, a na nich m.in.: Michał Barkas (Świnoujście), Alexander Kempf (Angermünde), Zbigniew Plesner (Szczecin), Robert Ryss (Chojna), Matthias Diekhoff (Greifswald), Dietrich Schröder (Frankfurt), Bogdan Twardochleb (Szczecin), Andrzej Kordylasiński (Gryfino).
Andrzej Kordylasiński, Gryfino - Cedynia, freelancer, współpracownik Głosu Szczecińskiego, dziennikarz kilku portali internetowych:
-Sprawy ludzi na pograniczu mają się tak, jak mosty na Odrze. Bywają takie jak mosty w Krajniku Dolnym-Schwedt czy Osinowie Dolnym-Hohenwutzen – wszystko idzie w miarę płynnie w jedną i drugą stronę. Niektóre jednak kwestie mają się tak, jak remontowany most na Odrze Zachodniej w Gryfinie-Mescherin, czyli problem istnieje od dawna i nie wiadomo kiedy się skończy, a co chwila pojawiają się nowe wyzwania. Bywa też niestety tak, jak na zamkniętym moście w Siekierkach – szlaban, drut kolczasty, cicho i głucho...
Wszystkie mosty wymagają nieustannej uwagi, czucia ich drżenia i wsłuchiwania się w odgłosy.
Remigiusz Rzepczak, Mieszkowice, Kurier Szczeciński:
Pogranicze polsko-niemieckie w ciągu ostatnich lat stało się przestrzenią przemian, które wcześniej trudno było sobie wyobrazić. Poświęciłem tym przemianom kilka artykułów, opublikowanych w Kurierze Szczecińskim. Dwa z nich mają dla mnie szczególe znaczenie. „Cud nad Odrą” oraz „Prom wiele zmienił” obrazują fragment procesu budowania dobrego sąsiedztwa między Polską a Niemcami. Oddałem w nich głos ludziom, którzy wspominają czasy sprzed przemian i z nadzieja przyjmują zmiany.
Przemysław Konopka, Chojna
Jeśli wziąć pod uwagę, że do 1945 roku Odra nigdy nie była rzeką graniczną i że na obu brzegach mieszkają społeczności wypędzonych, które nigdy w historii nie miały ze sobą kontaktów, to wynikają z tego dwa wnioski:
1. to ostra linia demarkacyjna między dwiema kulturami, językami, między różnymi rodzajami mentalności i wrażliwości, którą trudno jest szybko wymazać ze świadomości społecznej;
2. życie przy granicy jest trudne, ale i szybkie, dynamiczne, ciekawe, jest swoistym laboratorium. I jest tutaj tyle interesujących rzeczy do zrobienia…
Bo region przygraniczny to jednocześnie miejsce żywych kontaktów, wymiany, osmozy. Niemiecki filozof i teolog Paul Tillich określił to najtrafniej: „Granica jest prawdziwym miejscem spotkania”. A dla dziennikarza to prawdziwa kopalnia tematów i życiorysów.
Alexander Kempf, Angermünde, Märkische Oderzeitung
Wielu Polaków osiedliło się już w powiecie Uckermark. Kupili domy, posyłają swe dzieci do szkół. Dla wyludniających się wsi są oni prawdziwym błogosławieństwem. Niestety ciągle jeszcze zbyt mało Niemców mówi po polsku. To mogłoby się zmienić, gdyby linia kolejowa Berlin – Szczecin połączyła wreszcie w jeden region obszary, które stanowią przecież jedność. Droga polityko, ten pociąg już od dawna winien kursować. Jeśli ten projekt spełznie na niczym, to jeszcze Polska nie zginęła, ale może Uckermark.
Wspólny kalejdoskop – Andrzej Łazowski:
-Przez wiele lat w moich pracach dominowały czerń i biel. Kolor gościł tam rzadko. Długo zastanawiałem się, czy odważę się wreszcie na to, by pojawił się na którejś z wystaw. W końcu nadszedł ten czas. Na wystawie „grenznahpograniczu” wszystko jest kolorowe. Nie patrzę bowiem na pogranicze przez pryzmat jednego koloru – przez różowe lub ciemne okulary. Widzę pogranicze jako kolorową przestrzeń. Dla jednych to Heimat, dla innych – mała ojczyzna. Dwa słowa jak dwie palety barw. Czerń miesza się z bielą, kolor czerwony ze złotym. Trudno je połączyć, a przecież w nas wszystkich budzą takie emocje.
Wystawa nosi tytuł „grenznahpograniczu”. To także połączone dwa słowa – polskie i niemieckie. Moim największym marzeniem jest dwujęzyczność. Pięknie byłoby, gdybyśmy mogli powiedzieć coś w języku ojczystym i usłyszeć naturalną odpowiedź w języku sąsiada. Pięknie byłoby, gdyby ta rozmowa mogła potem trwać. Sam poprzez trudną nieraz naukę idę powoli w kierunku tej dwujęzyczności, ale marzę, by rozlała się ona na cały region.
Kiedy dyskutowałem z Jochenem Schmidtem, dyrektorem Landeszentrale für Politisches Bildung o kolejnej wspólnej inicjatywie, liczyłem na stworzenie wystawy o aktywnych i kreatywnych mieszkańcach Schwerina. Tych, którzy potrafią połączyć różne słowa i różne barwy. Dyrektor Schmidt zasugerował wtedy: pokażmy dziennikarzy, działających na pograniczu polsko-niemieckim.
Zawsze podziwiałem działaczy społecznych i dziennikarzy. Jedni i drudzy tworzą nową konstrukcję rzeczywistości naszego wspólnego regionu. Mają nadzieję, że to połączenie barw i słów zaowocuje dobrym sąsiedztwem. Dziennikarze jako obserwatorzy wskazują, że to miejsce nie jest nudne. A ja widzę, że to miejsce ma przyszłość. Nawołuję do inwestowania, ściągania pionierów, tworzenia wspólnej przestrzeni publicznej. Do kreowania nowych liderów pogranicza, budowania mostów. Tu, w okolicach Szczecina, mosty są już dawno, brakuje natomiast zwykłych więzi międzyludzkich. Jeden ze sportretowanych dziennikarzy opowiadał mi o codzienności na pograniczu, o wysyłaniu dzieci do przedszkola i szkoły, o odwiedzinach sąsiadów-Niemców, o wspólnym piciu kawy, rozmowach, grze w szachy, o radościach i smutkach, o patrzeniu w przyszłość. To właśnie są te różne barwy, które zobaczymy na zdjęciach wystawy. Barwy, składające się na wspólny, polsko-niemiecki kalejdoskop.